zakochałam się w Rochesterze w jego wykonaniu. Mistrzostwo ! Szkoda że nie ma na swoim koncie więcej głównych ról ... Poza tym jest very hot ;)
Potwierdzam. Moje IQ drastycznie spada, gdy oglądam go jako Rochestera. A ja mało kiedy mówię takie rzeczy.
Świeżo po obejrzeniu serialu mogę śmiało zapytać: co to jest IQ?... Bo ja na pewno tego nie mam na przyzwoitym poziomie i przez co najmniej tydzień nie wrócę do formy;)
To samo uczucie - ale wtedy jeszcze nie nazwane - towarzyszyło mi po "Wieczorze Trzech Króli" i poznaniu księcia Orsino.
Toby jest wspaniały jako pan Rochester i nie tylko (widziałam z nim już mnóstwo filmów i seriali).
Za każdym razem jak go oglądam na ekranie, to wpatruję się w niego jak zaczarowana. Uważam że ma piękne hipnotyzujące spojrzenie, śliczny uśmiech oraz cudowny głos, którym mnie uwodzi i którego mogłabym słuchać godzinami bo nigdy mi się nie znudzi. Strasznie podoba mi się w nim również to że jest bardzo męski, ale jednocześnie potrafi robić takie słodkie minki jak mały chłopiec.
Szkoda że jest tak mało znany w Polsce i wiele produkcji z nim jest u nas wprost nieosiągalnych, czekam na serial Black Sails i liczę na to że dzięki niemu będzie inaczej.
Po tym wpisie chyba wychodzi że u mnie też coś nie tak z moim IQ, bo zachowuję się jak typowa fangirl : )
Sam seks, co tu dużo mówić :) Faceta takiego jak pan Rochester, w dodatku obdarzonego aparycją (przez co rozumiem zarówno wygląd, jak też tak zwane "to coś") Toby'ego Stephensa, w życiu bym z rąk nie wypuściła!
Ogólne cieszę się, że "Jane Eyre" z 2006 jest pierwszą ekranizacją tej powieści, po którą sięgnęłam, bo w pełni zaspokaja moje emocjonalno-wizualne potrzeby związane z tą historią. Oglądałam też wersję z 2011 roku, ale chemia postaci, wyrazistość jest nieporównywalna w moim odczuciu, mimo że Fassbender to zdolny i atrakcyjny aktor.
Sama mam myśli a'la fangirl, oglądając go na ekranie. I aż wstyd mi przez to przed samą sobą, ale co poradzę... ;)
cieszę się, że wspomniałaś o "Wieczorze trzech króli"
to jedna z moich ulubionych adaptacji Szekspira (wszystkich, nie tylko Twelfth Night)
to pierwszy Orsino, którego wspaniała Wiola rzeczywiście mogła pokochać - w innych interpretacjach dziwiłam się, że takiego egotyka zakochanego w swoim przeżywaniu "miłości"
a Stephens pokazał jego ogromną samotność, strach, zmieszanie i niepewność, gdy zaczyna rozumieć drugie dno swojej sympatii do Cezaria, potem autentyczną radość, gdy jego uczucia okazują się "usprawiedliwione"
tak, jest cudownym, złożonym księciem Orsino
Masz rację. Utkwiła mi w pamięci scena, w której rozmarzona Viola, jeszcze w przebraniu, kładzie mu głowę na ramieniu - bardzo dobrze odegrane uczucia księcia.
Urzekł mnie Rochesterem a później dobił Markhamem (najpierw oglądałam Jane Eyre, później Tajemnice...)
Dokładnie tak samo u mnie. Facet generalnie nie jest w moim typie, ale ma to coś w sobie, że wymiękam