Jest koło północy. Kilka flaszek już pustych. Heniek mówi do Kazika:
- Ty Kaziu, mam plan. K..a sprytny. Nakręcimy film. Obejrzałem ich już w życiu kilka , no i mam frajera co za to zapłaci.
- Heniu, ja Cię bardzo szanuję, ale to trzeba na spokojnie...
- Kaziu, ja to sobie wszystko obcykałem. Weźmiemy jakiegoś dobrego aktora, ale taniego. Z Polski na przykład. A do tego jakąś młodą aktoreczkę, co będzie chciała zabłysnąć. Nakręcimy to w jakimś dużym mieście. I koniecznie po angielsku, żeby wiesz, poszło w świat.
- Heniu, jak Ty mi teraz zaimponowałeś!
Tak sobie wyobrażam sytuację, w której zrodził się pomysł powstania tego filmu. Zabrał się do tego Pat i Mat. I tak jak w Sąsiadach efektownie realizują remonty, tak też poskładali ten twór.
Jest źle. Bardzo źle. Fabuła to sklejka z dobrych filmów. Ale tak łopatologicznie podana, że aż odrzuca. Skomplikowana i zawiła fabuła może podniecać przedszkolaki. Jest tak złożona, jak stół z Ikei... No i aktoreczka. Z całym szacunkiem, ale jestem przekonany, że taka Cichopek, Wieniawa czy nawet Kurdej, by to zrobiła o wiele, wiele lepiej. Atenka jest słaba i robi każdą scenę na siłę. A Kota zwyczajnie szkoda. Ciężko zrobić show, gdy scenariusz jest z paździerza.
To jeden z tych filmów, które mogłyby nigdy nie powstać. Świat nie poczułby straty. No ale jednak powstał. Pat i Mat mogą teraz przybić sobie piątki. A nam zostało żyć z efektem ich pracy.