raczej peter von cunt chyba, kręcący ostrą czopkę z rozlicznymi powtórzeniami, na zanieczyszczonym kwasie, kwasie zakochania..
niemożliwa do odebrania bez ironii francuska farsa sypialniana wygrana na skrajnościach, w grubych mocnych słowach i z prawdziwymi emocjami. o tym, co piękne i dobre, czyste i wzniosłe, konieczne i koniecznie bez rozmnażania - jako iż każdemu z nas zdarzyło się zapewne trochę przypedalić, kto jest bez winy niech pierwszy rzuci butelką dobrego chianti we władcę światów i ich niszczyciela, pana rezysera..
taka bułka z szynką raz, studium przypadków, z pominięciem istotności, czyli szynki. trochę jak w przypadku Mulholland Drive lyncha w dwóch stadiach rozwoju: pierwszym (buła, rozbieg, jedna scena) i trzecim (buła, zjazd, pozostałe sceny). jest początek i jest koniec, reszta, środek - nieistotne!
stadium środkowe (szynka, lot, list świętego pawła do koryntian, zajęcia praktyczne), to dziewięciomiesięczne, rzekomo najważniejsze, celowo pominięto, przeto sami musimy je sobie wyobrazić (lub ewentualnie udać się do sąsiedniej sali na hollywoodzki melodramat z prawdziwymi amerykańskimi aktorami)