Spokojnie,brak Oscara w tym sezonie odbije sobie szeregiem innych nagród w przyszłym :D Dam sobie rękę uciąć, że za udział w "Wielkich Kłamstewkach" posypia się wyróżnienia.
Chciałabym zauważyć, że już kilkanaście osób na Filmwebie oceniło jej grę aktorską (na 10, swoją drogą), więc lepiej się wstrzymać z takimi stwierdzeniami ;)
Nie lubie jej, choc przyznaję że jest dobrą aktorką, ale nigdy chyba nie zrozumiem za co dostała Oscara w "Sprawie Kramerów".
Ta rola była przełomowa dla społeczeństwa tamtego okresu. Czymś nie do pomyślenia było, że matka mogłaby zostawić swoje dziecko, bo miała dość bycia matką i żoną. Że kobieta wolałaby spełniać się zawodowo, zamiast rodzinnie. Streep ciężko zniosła pracę na planie. Hoffman wyciągał w sposób okrutny i bezwzględny z niej emocje tuż przed zagraniem poszczególnych scen, sięgając do bardzo intymnych, prywatnych kwestii. Ja po latach doceniłam tę jej rolę, tak odmienną od współczesnych, wyrazistych, granych po bandzie na granicy brawury. Tam zagrała powściągliwie, ale jednocześnie ukazała wewnętrzne rozwarcie bohaterki
To trochę za krótka rola na Oskara... Zaledwie barwny epizodzik, uroczy i całkowicie zbędny dla fabuły (można to, niestety, powiedzieć o większej części tego miłego, wyrafinowanego estetycznie i miałkiego dziełka).
Ale TYLKO dlatego, że jest tu za krótko :) Gdyby miała ze trzy takie sceny jak ta jedna, to już nominacja powinna wpaść :)
Na szczęście każdy ma prawo do własnej oceny, a moja jest nieco odmienna:
Po pierwsze, Meryl Streep powinna mieć ustawowy zakaz śpiewania.
Po drugie, po "August: Osage County" ani razu nie grała, jedynie poprawnie (czasem dobrze) wykonywała aktorskie rzemiosło.
Po trzecie, jest drobna różnica pomiędzy farsą a kiczem - tu udało się jej osiągnąć wyżyny kiczu.
Po czwarte, jeśli już oscar to dla Lin-Manuela Miranda. Jedyny (z głównych) nie brytyjski aktor, a jego wschodnio londyński akcent graniczy z ideałem.
Po piąte, (wg mnie) duszą filmu jest niedoceniona Emily Mortimer.