Nie dość, że w czasach Miami Vice był najbardziej popularny i ceniony przez fanów serialu, to zagrał w filmie Johna Frankenheimera. Nie znam tego
reżysera za dobrze. Tylko pojedyncze filmy. Jak dla mnie na razie 9.Kawał świetnego kina akcji. Jak obejrzałem ten film, to skojarzył się z uboższą wersją,
bardziej realną Miami Vice. Jakby nie spojrzeć, tak jest. Don Johnson gra policjanta, który ma większe problemy ze sobą niż Sonny Crockett. Nie jest taki
bogaty, jak w serialu. Nie jeździ jakimś Ferrari, nie ubiera się tak modnie. Brakuje tylko partnera. Tubbsa jakby wysłano na urlop... Jakby to był odcinek
Miami Vice, to byłby zaliczany do jednego z najlepszych. Ciekawa fabuła, duży realizm, humor, scenariusz, który należy pochwalić. Zdziwiło mnie, że jest
na faktach. Jak zwykle dobra muzyka, jak to w latach 80. Tworzył specjalista od kina akcji, czyli Michael Kamen. Don Johnson zagrał chyba najlepszą rolę
filmową. Kurde, gdyby grał w prawdziwych hitach, byłby jak Bruce Willis... On jest wspaniały.
Dzięki! Tylko szkoda, że edytować nie mogę, bo same spacje tu widzę teraz. Nie pamiętam, żebym tak pisał. Co tu się stało?
A tak w ogóle to bym powtórzył ten film. Ciekawe, jak go odbiorę ponownie i czy odkryje w nim coś innego. Trochę tu chyba poleciałem z tym opisem i nawiązaniem do Miami Vice.
Film oglądałem, gdy jeszcze leciał na TVN 7 i zdarzało mi się jednocześnie oglądać w pewne dni serial na laptopie, choć nie tak często jak dzisiaj seriale mi się zdarza oglądać. 3 lub 4 odcinki dziennie... Wtedy więcej filmów oglądałem. Chyba dlatego, że leciały fajne filmy w telewizji, a teraz to już mniej oglądam. Albo sam wybierałem. Chyba większe zainteresowanie miałem, jak obserwuję.
Z telewizją teraz coraz gorzej niestety. To co mnie wkurza, to fakt, że często dobre filmy lecą późno w nocy, niektóre też lecą co chwila, a inne fajne raz na 10 lat. Pozdrawiam