Rozpływają się ludzie nad Dekalogiem, a ja nie rozumiem zachwytu. Filmy o chorych, nieracjonalnych ludziach. Pan reżyser ma chyba jakiś problem z kobietami. Rozumiem, że kobieta to oszustka i wariatka. Studentka wkręca własnego ojca, w swoje urojenie, że ten nie jest jej ojcem mimo, że chłop od piątego dnia jej życia zmieniał jej pieluchy. Do tego składa mu jakieś chore niemoralne aluzję dotyczące seksu. Ojciec, który całe życie ledwo domyśla się, że może nie jest biologicznym ojcem, ale gra rolę ojca, przez cały czas kombinując jak tu się dobrać do własnego dziecka. I niby by nie chciał, ale się waha. No ludzie złoci... montowanie do tego Boga w postaci przykazania, w jakiejkolwiek postaci jest moim zdaniem obrzydliwe.