Luźno oparta na faktach historia Alana Freeda (Tim McIntire) - radiowego didżeja, który w latach pięćdziesiątych wprowadził rock'n'roll do amerykańskiej rozgłośni radiowej. Freed był źródłem poważnych kontrowersji. Naraził się nie tylko na krytykę konserwatystów, zarzucających mu gorszenie młodych ludzi poprzez prezentowanie "diabelskiej
i wielki hołd dla Alana Freeda, amerykańskiego DJa, który kochał rock n roll ponad życie, poświęcił się dla gatunku.
Film nie jest ani biografią, ani fabułą; to luźny ciąg wydarzeń, będących pretekstem dla fantastycznych starych przebojów i niezłych i coverów.
Filmowy zespół the Chesterfields po prostu...
rock and roll makes a riot.. jak na późniejszych koncertach pankowych normalnie - tudzież wieczorkach poetyckich niejakiego charlesa bukowskiego - głośno i soczyście ogólnie na rytualno-plemiennie, z oczywistym przechyłem w stronę stadnych wzruszeń w oczywisty sposób zagłuszających pretekstowość fabuły.